Przyjechali do nas znajomi - para - młodzi ( młodsi ode mnie i mojego męża ), bardzo wykształceni ( !) ludzie - "światowcy" - my przy nich to "pchełki". Ona ( tak ją będę nazywać, co by nikogo nie urazić ) - zachwyca się świnkami: "och, jak cudownie, jakie one piękne i kochane, ja tak uwielbiam świnki". To ja się cieszę, pokrewna dusza myślę... potem dowiaduję się, że Ona, w rodzimym domu - zawsze miała świnki : tak je kochała, rozmnażała, a te młode - cudne maluszki - po parę zł znajomym odsprzedawała

I pyta się Ona mnie, ile na hodowli zarabiam

. A ja jej, że nie mam "hodowli", że mam świnki jednej płci, a część zwierzaków to na DT ze SPŚM... A Ona - miła, wykształcona osoba, mówi, że nie rozumie ...że świnki trzeba rozmnażać, bo to fajne, a że skoro nie zarabiam na byciu DT, to to bez sensu... po co tracę czas? I cóż - tłumaczę, wyjaśniam - jak grochem o ścianę - Ona, miłośniczka świnek, mnie nie rozumnie...
Cóż, świata nie zmienimy. Możemy próbować, ale ważne, że my się zmieniliśmy - dla świnek. Prawda - zmieniliście się

Ja też kiedyś - na początku drogi , miałam inną "świadomość świnkową" - tyle, że ja chciałam się zmienić. Innych nie zmienisz, choćby nie wiem co...
Jolka, a jak Twoja nowa fryzura?
