Byłyśmy w MV, grzybol się pięknie leczy, już nie ma uszek z grzybami. Ani tyłka.
Kresydy nie pokazywałam, bo jest zdrowa i była dokładnie obejrzana przed wyjazdem. Z czasem, jak się zadomowi, pokażę, bo ten kręgosłup trzeba jednak monitorować, młode to, ruchliwe, powinno być ok, ale jednak rękę na pulsie mieć trzeba. Podobnie z badaniem krwi, siostra zeszła na nerki, było zatrucie ciążowe. Ale to z czasem. Widać, że przyzwyczajona do karmy ratunkowej z probiotykiem, dopomina się na rękach. Daję im wszystkim enetoroferment i immunoglukan, bo co prawda łączenia nie było

, ale jednak to zmiana, zwłaszcza dla Kresydy.
Dziewuszka mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się, że świnka może mieć tak nieprawdopodobną inteligencję emocjonalną. Umiała w odpowiedni sposób potraktować każdą z napotkanych jakże rozbuchanych indywidualności, w tym zwłaszcza Murgę, która ostatnio zrobiła się bardzo neurotyczna. W przeciwieństwie do Wiedźmina, który z typowo samczym egocentryzmem mistrzowsko odgrywa rolę słonia w składzie porcelany, ona doskonale wiedziała, że trzeba najpierw zostawić Truśkową w spokoju, potem bardzo powoli i łagodnie zmniejszać dystans, aż do skutku. Równie dobrze poradziła sobie z resztą.
Reszta też mnie zaskoczyła. Truśka bardzo dobrze z nią żyje po początkowej histerii na odległość, Grawa odnalazła swoje powołanie jako mater familias, kiedy Gruby zanadto poczuł miętę, ganiała go po całym wybiegu (pociąg- najpierw popiskująca filuternie panienka, potem napalony mięśniak, potem wkurzona żona z wałkiem), czuwała nad nią, siedziały przytulone. Dziś za to, z racji rui Grawy, Gruby się poczuł pater familias i literalnie Kresydę sobą zasłaniał, a że miał czym, sukces pełen. '
Wpiszcie Kresyde w rolę Ciri, poczytajcie Sapka, co się będę rozpisywać
