Przykro nam, że taka długa przerwa w pisaniu, a tu znów powód najgorszy z możliwych. Dziś rano odszedł nasz kochany Loczuś. Przedwczoraj wieczorem bardzo osłabł, zaczął polegiwać i przestał jeść. Wczoraj byliśmy u lekarza, zrobił USG, RTG, wzmocnił, nawodnił, podał leki, ale nie udało się nam ustalić, co było przyczyną. W 2018 roku miał usuwany guz na listwie mlecznej. Niedawno wyczułam nowy guzek, ale zrobiona była biopsja, nic złego nie wykazała. Do obserwacji.
Odszedł dziś o 8:24, po cichutku. Przyczyny nie znamy i nigdy nie poznamy. Sekcji nie będzie. Nic to nie da. Żal jest straszny i czujemy się winni. Loczuś był kochanym, pogodnym, przytulaśnym świnkiem.
Pokochał nasze dwie baby czystą, wielką miłością. Skradł też nasze serca. Pocieszające w tej całej tragedii jest tylko to, że dzięki niemu poznaliśmy super ludzi - Asię (Pysię) i jej męża Leszka.
Wszyscy razem przeżywamy stratę. Żegnaj Loczku i do zobaczenia. Tylko taka nadzieja, trochę zdjęć i wspomnień pozostają po małych i dużych bliskich...
