Oj tak . Twardy z Lesia zawodnik. Nawet ze dwa miesiące temu był już tak chory, że nie widziałam żadnej nadziei dla niego. Siedziałam z nim, tuliłam go i ryczałam - z przekonaniem, że to nasze ostatnie pożegnanie. Ale po antybiotyku danym bez większych nadziei- podniósł się raz jeszcze.
Ale wczoraj w czasie wizyty u dr Judyty i po kontrolnym USG pozbyłam się resztki złudzeń.. Guz jednak istnieje i jest duży (31x21mm). Właściwie nie jest to guz, tylko zmienione guzowato prawe nadnercze. Nerki też się powiększyły od ostatniego badania (z 25 do 31mm).
Problem w tym, że ten guz jest tak umiejscowiony, że nie da się go usunąć. Trzeba by było ciąć żebra. On tego nie wytrzyma..
Pozostaje nam opieka paliatywna, taka jest prawda. Zrobiliśmy też korektę zębów- prawie most, a on jadł. Niesamowite.
Jakby tego było mało: na stole wylądował Ore. Schudł mi ostatnio dość mocno i przestał się interesować jedzeniem. Dr wymacała ...coś. Albo bezoar, albo węzeł chłonny. Nie było innej rady, jak na cito otworzyć Orego i zobaczyć co się tam dzieje.
Okazało się że to bezoar i to dość duży (ok 30x15mm), umiejscowiony na dnie żołądka. Już dawał odczyn zapalny i nawet początki martwicy.
Drugi zabieg w tym miesiącu (wcześniej Leszek), a mamy dopiero 15 styczeń.
Ore ma się dość dobrze, ale mnie martwi, bo nie rusza do jedzenia, a przed strzykawką się broni.
Dostał p/bólowe i patrzę, co będzie. Operacja na przewodzie pokarmowym nigdy łatwa nie jest. Mam nadzieję, że się pozbiera.
Daje mi do myślenia to, że to już trzeci bezoar u mnie w dość krótkim czasie- wcześniej Artu i Tamu. Co jest grane? Mam jakieś "szczęście"? Czy robię błędy w diecie? Coś jest nie tak.. Muszę opracować jakąś strategię profilaktycznego odkłaczania.
Jak już jesteśmy przy chorowitkach, to kolejny- Polar. Ma jakiegoś guza, który był widoczny na usg już wcześniej. Jest jednak rozlany, naciekający. Nie do operacji. Leczenie paliatywne..
No i Kazik- sercowiec. Funkcjonuje z wadą identyczną jak brat Norman, który odszedł. Jednak wydaje się, że wada została szybciej wykryta, może nie zdążyła jeszcze utrwalić się tak bardzo. Na lekach misiek daje dość dobrze radę.
Tak, że mam cztery chorowitki. Plus tymczas Solik do kompletu.
Reszta czyli Bohun, Sasza, Dorian, Kasim i Gabryś mają się świetnie. Części z nich pewnie nawet nie kojarzycie, bo ostatnio zaniedbałam wątek. Ale pokażę ich w wolnej chwili- żeby nie było, że tylko same choroby i nic więcej. Są też i zdrowe okazy
