No to jesteśmy nadal w powyższym komplecie - za wyjątkiem Witka i Quika, którzy wrócili do Pani Haliny.
Mnie zwaliła z nóg grypa na dwa tygodnie bez mała i ledwie pełzam, ale wiadomo - są sprawy ważne i ważniejsze, Pucka twardo dziergała norki i przyszła chwila, kiedy trzeba było zabrać się za szycie wkładów. Sklepik "U Jagi" żąda dostaw!
http://www.forum.swinkimorskie.eu/viewt ... =58&t=2667
Pucka, jako menadżerka i producentka, użaliła się nad brakami w moim warsztacie pracy (dwie maszyny do szycia - obydwie zepsute, chodzę szyć polarki do mamy, co jest z korzyścią dla życia rodzinnego, ale obciąża czasowo) i postanowiła powierzyć mi maszynę Łucznik z domu rodzinnego, uzywaną tyle, co nic, stan bdb.
Maszyna wczoraj przyjechała w bagażniku, mróz był, więc zostawiłyśmy do dzisiaj, żeby smar się rozgrzał.
Dzisiaj rozstawiłam maszynę, podłączyłam kabel, włączyłam włącznik i - nie uwierzycie, ja tez nie mogłam! - rozległo się dośc głośne PUF! i znad maszyny uniosła sie strużka siwego, kablem cuchnącego dymu...
Nawet nie dotknęłam, nawet nie spróbowałam, jak szyje ... a już trzeba wzywać Pana Maszynowego

a ja mam w domu trzy maszyny do szycia - wszystkie nieczynne
