Dawno nas tu nie było...
Chłopaki mają się całkiem nieźle.
Tamir ma wywalone na wszystko, potrafi się zrelaksować niemal w każdej pozycji i miejscu - wywala nóżkę, albo i obie i oddaje się słodkiemu 'leżingowi'.
Tigran też ostatnimi czasy łatwiej się luzuje i pozwala sobie na więcej relaksu. On, który dotąd raczej trzymał klasyczną pozycję, coraz częściej pozwala sobie na leżakowanie na boczusiu z wywalonymi łapkami.
Apetyty dopisują, wybieg regularnie odwiedzany, ale jednak na opuszczenie pokoju odwagi brakuje... płytki w korytarzu są dziwne, śliskie i ogólnie coś a'la 'lawa parzy'

Za to po nocy zostawiają nam pole minowe.
Niestety, żeby tak różowo nie było, jest też druga strona medalu... u weta mogę już chyba wystąpić o kartę stałego klienta, bo niestety odwiedzamy ich średnio co 10-14 dni.
Problemy z bobkami Tigrana udało się w miarę ogarnąć, nie jest jeszcze cudownie, ale zdecydowanie lepiej niż było. Wciąż zdarza mu się stękać, czy zmajstrować jakieś niekształtne bobki, ale jest ich już znacznie mniej, a trochę już z tym walczymy.
W między czasie, szukając przyczyn zaparć i brzydkich bobków, zrobiliśmy mu serię badań.
Kał w porządku, bez towarzyszy na gapę.
USG wyszło trochę nieciekawe, m.in. powiększone nadnercza.
Na szczęście morfologia wyszła już ok.
Po paru tyg. wpadło pierwsze RTG - niestety płucka nieciekawe (szare zamiast czarnych) i znacznie powiększone serce, więc całkiem możliwe że jest świnką kardiologiczną.
Niewykluczone, że dożywotnio będzie przyjmował leki na serce- Prilium. Ale na szczęście chłopak jest dzielny i podawanie leków mu nie straszne, nam też nie

Drugie RTG po miesiącu, płucka już ok (choć znalazło się też kilka mikro zmian), serducho bez zmian.
Mikro zminy w płuckach mogą też być przyczyną cięższego i szybszego oddechu, a to zauważyliśmy u niego już wcześniej. Do tego dochodzi czasem lekkie potakiwanie głową, jakby w wyniku właśnie cięższego oddechu, więc doraźnie wpadł Theospirex i jak na razie się sprawdza.
Na plus, chociaż RTG Tamira wyszło ładne, chociaż serce trochę zaokrąglone.
Ostatni miesiąc to w sumie ciągłe wizyty u weta, bo jak nie jeden, to drugi uskutecznia jakieś okazjonalnie pokasływania czy smarkanie i bolesne gardziołko. Obaj się inhalują i niby jest lepiej, wszystko ustaje... po czym przychodzi weekend i zaczynamy od nowa.
Tamir, odpukać, póki co ok, ale Tigran niestety.
Póki co odstawiliśmy jeszcze całą zielonkę, czy aby coś nie podrażnia im gardła, więc dietka na sianie, ziołach i CN.
Na czwartek wstępnie umówiliśmy się na badanie endoskopowe w znieczuleniu wziewnym, żeby obejrzeć to jego gardziołko. Może wpadnie też USG szyi i ew. badanie T4.
Martwi nas trochę to jego serducho i czasem cięższy oddech, choć tu ostatnio jest nieźle, i jak zniesie znieczulenie...
Jedno co dobre w tych wspólnych inhalacjach - kontener jest teraz najfajniejszym miejscem, a chłopaki bardziej się do siebie zbliżyli. Ba, nie dość że nie chce im się z niego wychodzić po 'spa', to jeszcze sami się do niego ładują. I spanie razem na jednej kanapie, do niedawna nie do pomyślenia, teraz jakoś im nie przeszkadza
