Byliśmy wczoraj z małym na kontroli i nie dość że nie ma poprawy bo oko i gardło nadal bardzo złe to jeszcze lekarka wysłuchała zmiany w oskrzelach i płucach. Zmieniła wszystkie leki,dodała dietę i w piątek kolejna wizyta i oby była poprawa bo inaczej czeka nas szpital

na domiar złego rano złapał mnie postrzał i chodzę sztywna jakby mi ktoś kij wsadził w tyłek

po powrocie od lekarza mąż pojechał do pracy a ja wzięłam się za obiad bo mały leżał z braciszkiem i oglądał bajkę więc miałam chwilę spokoju która niestety nie trwała długo bo przyszła teściowa. Oczywiście jak to ona ma w zwyczaju musiała wygłosić swoje cudne rady i jak zwykle podnieść mi ciśnienie. Może i bym machła na to ręką bo byłam wykończona i obolała ale jak zaczęła gadać bzdety że Matiś może być chory przez świniaki to już nerwy mi puściły i kazałam jej się zamknąć i iść głosić te bzgury gdzie indziej. Wstrętne babsko które nie lubi zwierząt i od początku buntowała męża by nie zgodził się na świnki bo one śmierdzą itp, co ja skwitowałam krótko że jak jej nie pasują nasze prośki to niech do nas nie przychodzi i że jak nie będzie się myć to sama będzie śmierdzieć na cały dom
