Wrociłam.
Nie dość, że rano dotarłam do pracy na 10 to jeszcze wyszłam o 13... Nie wiem kiedy to odrobię. W czwartek koniec miesiąca... Ale nie było rady, trzeba było jechać z Bubą. Dzwoniłam do naszego pana dr, ale nie zdążyłabym podjechać do niego. Inny znany pan dr miał już tylu pacjentów, że nie był w stanie nas wcisnąć... Buba jest ogólnie w takim stanie, że nie pojechałabym z nią do obcego weta. Musi być ktoś zaufany... Dlatego telefon do dr Izy i jedziemy. Dałam znać naszemu panu dr że tam jedziemy, bo innej alternatywy nie ma. Świnka czekać nie może. Mamy mu tylko jutro dać znać co i jak z Bubą. Jeszcze padł mi telefon... Przed samą podróżą. Jedną ładowarkę gdzieś posiałam, drugą miał w pracy TŻ... Wspaniale. Na dodatek miałam 15min aby Bubę spakować w razie jakby miała zostać na obserwację. W mieszkaniu wszystko nagle zmieniło swoje położenie... Dosyć drastycznie powiedziałabym. Spakowałam kartę Buby, leki, karmy zwykłe i ratunkowe. Z tego wszystkiego zapomniałam wziąć jej legowiska, za to wzięłam wkład do legowiska, który w sumie też zapomniałam dać pani dr
Pewnie miałaby go tylko na noc, bo jutro rano po biegunce nie nadawałoby się do dalszego użytkowania...
Z tego co mówiła pani dr jest źle. Ale spróbuje ją uratować. Powiedziała natomiast, że jeśli byłyby to przeżuty po operacji już dawno by nie żyła... Nie zapeszamy. Trzymamy kciuki
Będą powtarzane wszystkie badania - krwi, rtg, usg, echo serca i bobki. Buba zostaje do piątku, planuję ją odebrać w sobotę więc mam nadzieję, że będziemy mieć jakiś obraz sytuacji lub pomysł pani dr żeby Bubie pomóc...
Całą drogę do Bielska w sumie coś jadła. Miała karmę, sianko i wodę (piła jak szalona). Ostatnie 45min podróży pociągiem leżała na kolanach na kocyku
Bardzo się o nią boję... Mam nadzieję, że się nie podda. U pani dr jadła ręcznik papierowy...
Nie mam już siły. Reszta stada praktycznie mnie nie widuje. Owca dostaje krople do oka więc czasem widzimy się w tych nieprzyjemnych momentach.