Kiara zapytana, za każdym razem podawała inny wynik. W końcu stwierdziła, że metoda wymaga jeszcze dalszych badań, ale niedługo już poda wszystko do publicznej wiadomości.
Ja już nie mogę się doczekać, bo okazało się, że tradycyjne metody liczenia świnek zwiodły i wczoraj była akcja poszukiwania Wiktorka.
Ale to tak, że sąsiedzi się w to włączyli, pies sąsiada siedział na smyczy, a nawet sąsiadka następna się zaangażowała.
Wiktorek zniknął z wybiegu w ogrodzie. Z córką przeszukałyśmy ogród, u sąsiada na kolanach sprawdzałyśmy, czy nie siedzi pod drewnem. U drugich sąsiadów nikogo nie było, więc z ich sąsiadką obserwowałyśmy ich ogród z obu stron. W końcu poszłam po coś do domu i stwierdziłam, że zaczynam mieć omamy, bo wydawało mi się, że coś rudego siedzi pod hamakiem. Zawróciłam, patrzę do klatki, a tam... faktycznie cały i zdrowy Wiktor.
Ja go zapomniałam wynieść
Ale nie to jest najgorsze: jak robiłam obiad, to zaniosłam świnkom do ogrodu marchewkę i paprykę i WIDZIAŁAM 7 (słownie SIEDEM) świnek!!!
A biedny Wiktorek siedział parę godzin w domu i nie odezwał się diabełek, ani pisnął. Fakt, że na dole siedziałam mało, bo sprzątałam garderobę (zresztą nie skończyłam), byłam u weta z Salemem. Ale przecież robiłam obiad, kroiłam warzywa! A ta małpa ruda nic.
Widać, że humanista ze mnie całą gębą - do siedmiu nie potrafię zliczyć

.