(:
Na początek bardzo delikatnie i sympatycznie. Tu sasanka, tam pszczółka, jakieś drzewko...

Mech płonnik. Tutaj jeszcze w "otoczce"

A tutaj już bez.

Tutaj już mniej słodko i kolorowo...

A tu... Tadaaa! Moje ukochane maleństwo <3 Te oczyska <3
Ogólnie rzecz ujmując - okazało się, że obiektyw z Zenita dziadka, po nałożeniu konwertera (czy jak to tam się nazywa) idealnie pasuje na moją cyfrówkę. Zrobiła się z tego ładna lufa, stąd te czarne brzegi o koło (:
Tak czy siak, dzisiaj o nakręceniu filmiku nie było mowy, bo mały miał taki motor w odwłoku, że wyszło tylko to, co widzicie wyżej plus ze 4 nieostre fotki. Niby nic, gdyby pominąć fakt, że siedziałam z tym małym diabłem... okrągłe półtorej godziny

Pajączek stwierdził, że skakanie na obiektyw w momencie, gdy właśnie ustawiłam ostrość będzie chyba bardzo śmieszne. Faktycznie, było, wyglądało to komicznie

Były tylko problemy z zachęceniem go do zejścia, ale to już inna sprawa. Tak czy owak, po "sesji" miałam dosłownie cały aparat i ręce obklejone siecią (bo już wiem, jak one to robią, że tak łatwo odnajdują drogę powrotną! Po prostu rozwijają sieć, która z resztą służy im jako asekuracja w razie, gdyby źle wymierzyły odległość i skok im nie wyszedł albo nagle chciały się zatrzymać w powietrzu (a wygląda to cudnie, zwłaszcza gdy zawisają nagle na tej sieci z rozpostartymi nóżkami, główką w dół <3 )), bo mały w końcu doszedł do wniosku, że po co robić gniazdko między patykami, skoro równie dobrze można je uwić pomiędzy moim kciukiem a obiektywem...

Ojoj, troszkę się rozpisałam (: Ale jeśli ktoś dotrwał do końca, to zdradzę tylko, że ma też fotki Dropsa, które powinny pojawić się wieczorem (;