Goferek wszystko wybacza
Kocie siuśki... No wiesz, jak kot jest zarażony, akurat coś będzie w moczu/kale, przeżyje na tej trawie szczęśliwie, potem szczęśliwie świnka tę trawę zje, potem szczęśliwie się okaże że to rodzaj pasożyta, który również w świnkach może bytować (bo pasożyty mięsożernych niekoniecznie chcą mieszkać w roślinożernych), a potem jeszcze się rozwinie, to tak. Świnka się zarazi. Moim zdaniem prawdopodobieństwo jest na tyle małe, że nie ma co... Badam bobki po sezonie dla spokoju sumienia. Wcześniej na trawie pasł się królik i nie złapał nic przez 7 lat swojego życia, teraz dwa sezony pasą się świnki. I też nic. Moim zdaniem nie można dać się zwariować.
A teraz wiecie co? Wiecie co jest NAJBARDZIEJ OKRUTNĄ RZECZĄ W ŻYCIU? Najgorszą? Tak okropną, że bardziej się nie da?
Otóż, wtoczenie ukochanej piłeczki (z której wypadają smakoszki) pod kapcioch. Nie dało się jej w żaden sposób wytoczyć, więc należało sięgnąć po broń ostateczną i zrobić wielką awanturę o siódmej rano, żeby obudzić Dużą.
Oczywiście jak wpół przytomna zlokalizowałam problem i wyciągnęłam ukochaną piłeczkę Kiwce spod kapciocha to poszła jak gdyby nigdy nic turlać dalej, cicho popokując z zadowolenia.