CAVIARNIA

Nie podrapał jej. Po prostu przebiegł się po niej, gdy spała sobie w norce. Ale równie dobrze mogłoby to być coś innego. I raczej jest. Bo po 4 dniach to nie znika. Został włączony antybiotyk. Jak i to nie pomoże, trzeba pomyśleć o stole operacyjnym

uuuuu nie!

Z Pchełką jest ok na tyle, na ile może być. Za to dziś odeszła Pistacja

co się stało?

Zobacz w in memoriam, za późno ją do weta dałam. Zmyliło mnie to, że takie unoszenie się boczków miała kiedyś przy mocnym zgazowaniu się. Wczoraj myślałam, że to jest to, że rano dostała podwójne świeżynki i ją zgazowało mocniej niż ustawa przewiduje. Ale jak dziś rano nie ustało, jak się zaczęła wychładzać to zadzwoniłam do pracy powiedzieć, że przyjdę później, że najpierw muszę dać świnkę do weta i zostawić pod opieką lekarską. Wyszłam z gabinetu jak było krytycznie. Zanim dotarłam na pociąg, dostałam telefon. Źle mi z tym jak cholera. Moja zła ocena spowodowała, że straciłam kolejną kochaną świnkę, przylepę nie lubiącą procesu brania na ręce, a potem tulącą się do człowieka ile się da.

Przykro mi

Mi też. A jeszcze w piątek Pchełka idzie pod nóż. To na pysiu trzeba rozciąć i wyciąć co tam jest. Ropa nadal się zbiera, a nawet już "ewoluuje" w bardziej ciało półstałe. Trzymajcie kciuki.

Zabieg odroczony, ale konieczny do zrobienia. Póki co walczymy metodami gabinetowymi. Mamy do czynienia z 3 albo i 4 ropniakami. Z dwoma się "uporaliśmy", dziś nacisnęłam żeby spróbować dostać się do trzeciego przez drugi. Zobaczymy co jutro będzie.

Ale skąd coś takiego na pyszczku?!