Ja dodam jeszcze, że rozumiem lęk przed zabiegiem, bo też się bałam. Bałam się, że z powodu głupiego kaszaka coś gorszego może spotkać Leonka. Komplikacje po narkozie (a u nas była i tak tylko wziewka), długie gojenie itd. Przy operacji ratującej życie nie miałabym wątpliwości, nie zarzucałabym się wyrzutami sumienia nawet w razie najgorszego, bo wiedziałabym, że bez operacji byłoby tak samo źle. Przy kaszaku jest więcej wątpliwości, bo świniak nie cierpi i nie jest zagrożony. Jednak bez interwencji kaszak rośnie, nie ma cudów. Tak czy inaczej trzeba się go pozbyć.
Mi to tłumaczyli tak: oczyszczenie kaszaka nic nie daje, jeśli zostanie torebka. Mały kaszak ma małą torebkę i można ją zniszczyć przy samym nakłuciu. Przy dużej torebce już nie da rady tak zrobić i wtedy trzeba wycinać. Myślę, że Leon wymagał zabiegu, tam kaszak był powyżej 1cm średnicy, a skoro to czubek góry lodowej, to pod spodem musiało być dużo więcej. Nie zniechęcam więc - trzeba, to trzeba, ale potem lepiej obserwować, czy nie ma nowych kaszaków, bo długość rekonwalescencji była dla nas wszystkich ciężka (szczur po wycięciu śledziony z guzem i leczeniu stanu zapalnego trzustki szybciej dochodził do siebie, niż prosiak po usunięciu kaszaka, choć oczywiście stan tego drugiego był od początku lepszy). U nas mijają od zabiegu 3 miesiące, wokół blizny futro zarosło, bardziej widać blizny po zastrzykach niż po cięciu. Świniak żyje, ma się dobrze, nie cierpi tylko macania tyłka, a musi znosić to regularnie
Będzie dobrze! Bromba da radę, po jej minie widać, że to dzielna świnia. Aha... sprawdź jeszcze tuż przed oddaniem na zabieg, czy nie ma nowych kaszaków. My tak znaleźliśmy drugiego, malutkiego - oczyszczono go bez wycinania, ale za to pod narkozą hurtem z tamtym dużym, więc oszczędziliśmy Leonkowi nerwów
