Witajcie kochani!
Wybaczcie mi że się tak mało odzywam ostatnio ale mam strasznie dużo spraw na głowie
Zacznijmy od tego że mój promotor okazał się być bardziej zwariowany niż sądziłam. W związku z problemami zdrowotnymi wiedziałam od razu że bronić nie będę się w czerwcu a w październiku. Z tego tytułu nie było mi spieszno z pisaniem pracy dyplomowej (byłam pewna że mogę złożyć stosowny wniosek). W czwartek wchodzę na pocztę a tu miła niespodzianka która podniosła mi ciśnienie lepiej niż ekstrakt guarany.
"Pani Agato. Jutro poproszę gotową pracę na płycie. Nie podpiszę wniosku"
Mówiąc delikatnie zdenerwowałam się. Otworzyłam moją pracę, popatrzyłam... 10 stron. Gdzie dolny limit wynosi 40. Dobrze że mój wspaniały mężczyzna mi pomógł i o dziwo jakimś cudem uporałam się z pracą do 4 rano. Wyszło mi 45 stron z tabelami, zdjęciami i wszystkim...
Tak, napisałam pracę licencjacką w jedną noc.
(ktoś kiedyś powiedział mi że doświadczony prokrastynator potrafi pod presja działać 11 razy wydajniej)
Poza tym ze zdrowiem kiepsko, w środę ja i Peper idziemy do naszych lekarzy. Ja bo po 4 miesiącach nadal mocno kuleję i jest właściwie gorzej niż lepiej, a Peper bo marudzi przy jedzeniu. Niby je, niby nie je, apetyt ma, schudł, ale niewiele (nawet dobrze że trochę schudł) i w sumie nie wiemy o co mu chodzi

Może Pani doktor Ania odkryje co się z nim dzieje.