no i stało się tak, że nie doczekaliśmy wizyty poniedziałkowej i musieliśmy zawitać do weta już wczoraj wieczorem !
a było to tak :
po pracy mieliśmy w domu odwiedzinki cioci Ani (Stokrotki) i przy kawusi my tu sobie gadu, gadu, a świnie leżały w tym czasie grzecznie na sianku i drzemały... lenistwo pełne i spokój. Ok godz. 18 poszłam odprowadzić Anię na autobus i po zrobieniu zakupów wróciłam do domu. Zaczęły się wiadomości, więc jak zwykle chciałam je obejrzeć z dziewczynami na kolanach... i właśnie podchodząc do klatki zdziwiłam się, bo Busia jakby się wystraszyła, przebiegła nagle (dosłownie "szuru-buru") z kąta w kąt, zapiszczała i zastygła ! pomyślałam, że to dziwne, bo nigdy się nie straszy, jest na ogół spokojna i leniwa. Wzięłam ją na ręce, a ona mi się zsiusiała... czego nigdy nie robiła, bo dawała znak ząbkami i lekko gryzła, a tu bez ostrzeżenia, nagle ! zaczęła też dziwnie i głośno charczeć (jak kiedyś Jurek) i piszczeć jednocześnie.
Ale się wystraszyłam ! odłożyłam ją do klatki i znowu zaczęła mieć "zrywy" - ataki paniki jakby

nic, tylko za telefon i jedziemy do AKW (klinika) o godz. 20 byliśmy pod drzwiami, ale był pies w środku... przez 20 minut czekania zsikała mi się jeszcze 2 razy na kolana (bez ostrzeżenia) przy badaniu (obmacywaniu) też poszło siusiu... prawie białe, przezroczyste, do badania od razu pobrano strzykawką i wyszło że ciężar właściwy bardzo mały, jakieś śladowe ilości krwi, reszty nie pamiętam, ale nie bardzo znowu złe te wyniki. Padła decyzja o rtg. Busia była baaardzo grzeczna, jak zahipnotyzowana leżała bez ruchu, ale wetka powtórzyła zdjęcie (z boku)
Okazało się, że Busia RODZI KAMIEŃ !

jest już tuż przy ujściu cewki, jakiś centymetr od końca, a wielkości ok. 2mm, to charczenie było z bólu prawdopodobnie, jak kamień wychodził z pęcherza ! potem już tak nie szalała i nie charczała, była cicha jak zwykle...
dostała 4 zastrzyki, p. bólowy, rozkurczowy i coś tam jeszcze

w domu zaczęła wcinać dużego ogórka (tym razem jej nie ograniczałam) jadła też sianko, uspokoiła się. W nocy nie było żadnych ekscesów, nadsłuchiwałam z latarką pod ręką, ale nic nie było. Rano dostały znowu ogóra, bo moczopędny. Mama będzie obserwować zachowanie, a pod wieczór pojedziemy na kontrolne rtg. Przy okazji cysty też zostały sprawdzone i niestety są nadal

pewnie nie znikną, ale chociaż może nie będą rosły i skoro Busia już nie łysieje, to może jakoś jednak te kropelki unormowały trochę pracę hormonów

wizja operacji wisi nadal nad bidulką, ale może jednak później...
prosimy o kciuki, że by nie cierpiała mocno - oby się szybko pozbyła tej paskudy (kamienia) !